Wesele plenerowe w Pałacu w Rybnej
Ta historia jest zdecydowanie z serii uplifting, a powodów ku temu jest co najmniej kilka. Przez jeden z tych powodów, przechodziły setki Par, w tym zwariowanym 2020 roku. Ten rozdział nosi nazwę „Pandemia”. Czyli w skrócie wiecie – planujecie wesele z wyprzedzeniem minimum rocznym, wszystko gra, cieszycie się ze swojej daty, wszystko powolutku się szykuje i nagle bęc! W marcu dowiadujecie się, że szaleje wirus z Chin i zasadniczo bezpiecznie pozostań w domu, do tak zwanego odwołania. I siedzisz, grzecznie czekasz, a odwołania epidemii jak nie było, tak nie ma. Zaczynasz wtedy myśleć o innego rodzaju odwołaniach: czy odwołać ślub, czy odwołać miejsce, czy odwołać się do najwyższej instancji i poprosić o odwołanie restrykcyjnych decyzji? Wtedy na szczęście przychodzi kolejny rozdział: „Przełożenie”— no i rusza lawina, przekładasz wszystko i wszystkich, następuje szereg korespondencji z fotografem i nagle uff, nie trzeba czekać aż do jesieni, termin znajduje się na 08.08. Tytuł kolejnego rozdziału „Pszczoły”— taka ich osobista zajawa, mają takie tatuaże, hafty, spinki, ludzie przynoszą im w prezencie pszczoły odmieniane przez wszystkie przypadki i wiecie co jest uroczo romantycznego w tej pszczelarskiej historii? 08.08 to Wielki Dzień Pszczół w Polsce; ksiądz przygotowuje kazanie o ulu i tak lecimy przez ten upalny, sierpniowy dzień dalej. Kolejny rozdział: „Przyjaźń”— na weselu, podczas przemówień okazuje się, że Paulina poślubia swojego najlepszego kumpla, współlokatora, przyjaciela, z którym pół życia przeżyła nie wiedząc, że go kocha. Jak już uświadomili sobie, że to jednak nie przyjaźń, a kochanie, postanowili się pobrać. To proste, tak należy robić, tak warto żyć. Tutaj gładko wchodzi rozdział pt. „Płacz fotografa”— proszę nie mieć najmniejszych wątpliwości, że pół tych przemówień spędziłam w hallu pałacowym rycząc ze wzruszenia jak bóbr. Moje motto „śluby for life” i takie wzruszenia to tylko jeszcze przy produkcjach Disneya. Nie obeszłoby się bez rozdziału „Pałac” – bo zasadniczo epidemia trwa, mówi się o dystansie i izolowaniu najstarszych, więc co oni? No oni pyk, loża VIP, dla starszego pokolenia, tańce na dziedzińcu pałacu, babcie na balkonach, jak w teatrze, z pierwszorzędnym widokiem (nie, niestety teatralnych lornetek nie miały, a szkoda, bo byłoby to niezwykle fotogeniczne). No i chyba by się przydał rozdział „Przygody”, bo to absolutnie nie było standardowe wesele. Przerywniki w tańcach były z najlepszej serii uciech dla oczu i uszu. W reportażu zobaczycie i siostrę Efrema śpiewającą tak wkręcającą muzyka, że zapominasz na chwilę, że fotografujesz wesele i przenosisz się na berliński koncert. Tata robi ogromny tort, który wjeżdża jak gwiazda wieczoru, a mama daje występ i serio przez ułamek sekundy, twój mózg podpowiada Ci, że to Violetta Villas wpadła z wizytą. Na koniec mała dawka Lindy Hop, tak, żeby popaść w wątpliwość, czy w ogóle kiedykolwiek w życiu tańczyłeś, bo jeśli to co oni wyprawiają na parkiecie to taniec, to czym było to, co prezentujesz na parkiecie czując się królem disco.
Opis historii długi, ale ten dzień był absolutnie pełen emocji, wpadało się w niego jak śliwka w kompot i się pływało z nimi w owocowym, aromatycznym odmęcie radości. Tak to czuję. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia i serio nigdy wcześniej się nie widzieliśmy, a cała ich rodzina ma taką energię jakby się ich znało sto lat.
Jakbym miała zakończyć to jakimś rozdziałem na „P”, tak wiem, że już dawno rozszyfrowaliście ten mój zabieg to byłoby to „Piękno” bo było ono u nich i wewnętrzne i zewnętrzne i towarzyszące.
Super dzień. P&E, niezmiernie się cieszę, że z Wami byłam.
Czas na zdjęcia.
Przygotowania: Cyrulik Śląski
Ceremonia: Parafia w Strzybnicy
Wesele plenerowe w Pałacu w Rybnej
Zobacz też: WESELE I ŚLUB PLENEROWY VILLA LOVE